W poprzedni oraz ten weekend, udało nam się zobaczyć kilka filmów. Były i te malinowe – o dobrych chłopcach oraz o złym chłopcu, ale i te, których nie udało się obejrzeć wcześniej – Parasite i Nędznicy. No i dzisiaj, choć nie widziałem Honeyland wiem, że film, który kończy się cytatem z Victora Hugo, jest bez cienia wątpliwości, najlepszym filmem nieanglojęzycznym i ma ode mnie prywatnego Oskara. Jeszcze wcześniej, przed samym wejściem zdecydowałem, że będziemy po raz pierwszy siedzieć na różnych salach. Ula weszła na – jak się okazało – harlequinowski komediodramat a ja na film o emancypacji pewnej ptaszyny. Ja wyszedłem zadowolony a ona na szczęście nie. W ogóle jest tak, że sporo rzeczy nas różni. Ona czasem lubi pod kolor a ja raczej gustuję w asymetrii, ona kibicuje czwartoligowej SPRAWIEDLIWOŚCI Prawo Małe a ja wręcz przeciwnie, trzymam kciuki za ZDROWY ROZSĄDEK Sumienie Czyste. Jednak ku mojemu zadowoleniu, jest na tyle rozważna, że nie zadaje się z ultrasami. Najważniejsze jest jednak to, że razem się śmiejemy. Siedzimy ostatnio przy kawie, przy przypadkiem włączonej telewizji bez fonii i nagle pojawia się na ekranie głuszec w amerykańskim planie. Pytam jej – wiesz, co to za ptak? Bez wahania odpowiada, że indyk. Ja na to, że nie wydaje mi się i wpisuje w przeglądarkę hasło – polskie nieloty. Ona na to, – po co szukasz? Po prostu weź głośniej. Istotą naszego związku jest to, że w kluczowych sprawach się zgadzamy i bardzo wiele nas łączy. Razem na przykład lubimy słuchać jak śpiewa pani KATARZYNA.